Dopiero w siódmej kolejce rundy rewanżowej Zatoka Braniewo nie zdobyła żadnego punktu. Zespół trenera Pawła Karpowicza, pomimo niezłej gry, zszedł w Mrągowie pokonany przez tamtejszą Mrągowię, która także jeszcze nie doznała smaku porażki w drugiej rundzie.
W pierwszej połowie stroną dominującą i właściwie w całym spotkaniu była Zatoka, a najlepiej o tym świadczą statystyki. Gospodarze oddali na bramkę Tomasza Ptaka tylko osiem strzałów, a braniewianie aż 15, jednak tylko dwa z nich były celne. Także po stronie rzutów rożnych było korzystniej dla Zatoki, trzy po stronie gospodarzy, osiem po stronie gości. Jednak co innego statystyka, a co innego to, co w bramce. W 14 min. Łukasz Wolak był bliski zdobycia pierwszego gola, ale trafił tylko w słupek. Zatoka swoją przewagę z pierwszych 45 minut udokumentowała dopiero w doliczonym czasie gry, kiedy to po strzale Wolaka i po odbiciu piłki przez bramkarza gospodarzy Paweł Niewiadomski nie miał kłopotu, aby z bliska skierować futbolówkę do siatki. Tak więc na przerwę braniewianie schodzili do szatni w dobrych humorach.
Jednak po zmianie stron już w 52 minucie mina zrzedła nie tylko piłkarzom Zatoki. W 49 i 52 min. Kowalski zdobył dwa gole i Mrągowia prowadziła 2:1. W 67 min. ten zawodnik zobaczył drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwonej musiał opuścić boisko. Zatoka grała więc z przewagą jednego zawodnika, ale z tej przewagi nic nie wynikało. Co innego miejscowi. W 74 minucie Kapusta pokonał Tomasza Ptaka i właściwie było wtedy już po meczu.